Translate

niedziela, kwietnia 13, 2014

Myszka Frania


          Frania, mała, szara myszka, tak naprawdę otrzymała imię Franciszka, ale wszyscy i tak wołali na nią Frania. Frania bardzo lubiła porządek więc kiedy jadła, zjadała wszystko co do ostatniego okruszka. Czasem tylko chowała cokolwiek do szuflady starego biurka po swoim dziadku, tak na czarną godzinę.  Była schludną i czystą myszką no i jak to dziewczynka, bardzo lubiła duże, kolorowe kokardy. Miała ich osiem : po jednej na każdy dzień tygodnia i jedną, dodatkową, na specjalne okazje. Codziennie z dumą nosiła swój mysi ogonek z zawiązana na nim kokardą.
          W poniedziałek nosiła zieloną kokardę w nadziei, że przez cały tydzień będzie ładna pogoda.
          We wtorek  : kokardę różową tak jak krem truskawkowy za którym wprost przepadała.
          W każdą środę na ogonku Frani powiewała kokarda niebieska, jak niebo w słoneczny i bezchmurny letni dzień.
          W czwartek ogonek Frani zaopatrzony był w żółtą kokardę, która przypominała, że miło jest uśmiechać się do ludzi, tak jak rosnące w polu słoneczniki, które spoglądają wprost na słońce.      
          W piątek kokarda stawała się czerwona jak dojrzały pomidor z babcinego ogródka, co oznaczało: uwaga, zbliża się koniec tygodnia.
          W sobotę Frania wiązała na ogonku granatową kokardę (żeby nie było widać kiedy się zabrudzi), zakładała fartuszek i zabierała się do domowych porządków a w niedzielę piękną, podwójną, białą kokardę, żeby wszyscy widzieli, że to prawdziwe święto.
          Ósma kokarda, ta na specjalne okazje, był różnokolorowa i przypominała Frani o wszystkich pozostałych, miło spędzonych dniach tygodnia.



O Florku, bardzo małym, najeżonym jeżu .....




     W pewnym lesie żył ze swoją rodziną bardzo mały jeż, który miał na imię Florek. Florek miał czarny, błyszczący nosek wyglądający jak mały koralik i wesołe czarne oczka które żywo spoglądały na otaczający go świat. Nasz przyjaciel jeżyk był ostrzyżony na jeża przez Pana Szczygła, który miał salon fryzjerski w sąsiedztwie, a jego kolce były zupełnie tęczowe, co najlepiej było widać każdego słonecznego dnia. Florek mieszkał z Mamą, Tatą i młodszą siostrą Matyldą. Rodzina jeżów miała trochę ciasne, ale bardzo przytulne mieszkanie na parterze starego, drewnianego domu przy rynku. Mama, Tata i Matylda bardzo kochali Florka i znosili wszystkie jego wesołe psikusy . Jeżyk miał bardzo bujną wyobraźnię i nigdy nie można było przewidzieć co tym razem wymyśli. Pomysły nowych psot sypał z rękawa tak, jak magik wyciąga  króliki ze swojego cylindra. Pewnego razu Florek wybrał się na samotną wycieczkę do lasu, chociaż Mama i Tata ciągle  przestrzegali go, że nie można oddalać się samemu od domu i każde  małe zwierzątko powinno  chodzić na spacery  zawsze pod opieką kogoś dorosłego. Był słoneczny, wiosenny poranek. Lekki wiaterek przelatywał w koronach drzew i pogwizdywał wesoło a ptaki wiły sobie nowe gniazdka żeby złożyć w nich jajka i wysiedzieć pisklęta. Zewsząd rozlegały się  świsty, stukanie dzięciołów, pogwizdywania, trzepotanie skrzydeł, tylko spod ziemi słychać było pochrapywanie susłów które nie zauważyły nadejścia wiosny i nie obudziły się jeszcze z zimowego  snu.  Po niebie przefruwały różowe i białe obłoczki przypominające lody truskawkowe z bita śmietaną.  Słońce grzało zupełnie mocno i było naprawdę ciepło. Florek maszerował dzielnie przed siebie na swoich czterech króciutkich łapkach zakończonych mocnymi pazurkami. Był małym, grubiutkim jeżykiem i wędrówka wśród krzaczków czarnych jagód, po pokładach igliwia, patyczków i po mchu sprawiała mu trudność. Dookoła działo się tyle ciekawych rzeczy, że Florek postanowił przysiąść na przewróconej sośnie i porozglądać się . Gdyby wiedział rano, że tak daleko zawędruje, wziąłby ze sobą plecak z jedzeniem i swój ulubiony sok pomarańczowy, ale teraz kiszki grały mu z głodu marsza i bardzo chciało mu się pić. Florek zaczął się rozglądać wokół siebie, ale każdy w lesie był zajęty swoimi własnymi sprawami, wszyscy dokądś pędzili i nikt nie miał czasu przystanąć ani na chwilkę . Jeżyk siedział osamotniony na wielkiej przewróconej przez wiatr sośnie i zastanawiał się co dalej....... Nagle zorientował się, że jest w jakiejś zupełnie nieznanej części lasu, obok nie ma ani Mamy, ani Taty, ani jego młodszej siostrzyczki Matyldy. Florek przypomniał sobie przestrogi rodziców żeby nie odchodzić nigdy samodzielnie daleko i nagle poczuł się bardzo nieswojo. Był głodny i zmęczony a do tego zupełnie nie wiedział jak wrócić do domu. Pomyślał sobie że jest jeszcze bardziej mały i opuszczony i dla dodania sobie otuchy najeżył swoje tęczowe igiełki. Od razu poczuł się lepiej i nawet pohukiwanie sowy w koronach drzew nie mogło go teraz przestraszyć . Tylko kiszki dalej grały mu z głodu marsza. Florkowi ani trochę nie było do śmiechu. Słońce chyliło się ku zachodowi i zachciało mu się spać. Chętnie wskoczyłby teraz do swojego łóżeczka pod cieplutką miękką kołderkę w swoim domu i zasnął, ale dom, Mama, Tata i Matylda byli teraz gdzieś daleko......... Jeżyk postanowił zwinąć się w kulkę i ułożyć się do snu obok sosny na której siedział. Kiedy wreszcie wygodnie się ułożył do snu i na chwilę otworzył jeszcze oczy żeby rozejrzeć się dokoła zobaczyła nad sobą pochylonych:  Mamę, Tatę i Matyldę. Kiedy zniknął nagle po śniadaniu rodzina jeżów szukała go po lesie przez cały dzień. Tymczasem Florek, z pełnym brzuszkiem, tuż po śniadaniu zasnął sobie spokojnie tuż za domem i cała wyprawa do lasu po prostu przyśniła  mu się. Czegoś się jednak przy okazji nauczył. Kiedy zobaczył swoich rodziców i siostrzyczkę ucieszył się bardzo i zawołał : MAMO, TATO, MATYLDO ! NIGDY, PRZENIGDY NIE PÓJDĘ SAM DO LASU , PRZYRZEKAM WAM !