Translate

sobota, września 27, 2014

"Rrrrrrrrrrrrak" i "Rumak"

Rrrrrrrrrrrrrak

     Rak nieborak, czerwony jak pomidor, w towarzystwie ponurego rudego draba, wybierał ryby z rynny. Różne ryby, raptem runęły rynną w dół wraz z rwącym strumieniem wody. Ryby  zarybiły beczkę z deszczówką, która stała pod rynną. Rak nie rozumiał, że wraz z rudym drabem ostro narozrabiali . Drabowi było w to graj. Rak nieborak zrobił się jeszcze bardziej czerwony, wraz  z rudym drabem urwał się pogoni i roniąc łzy skrył się w rabarbarze tak czerwonym jak on sam. Rabarbar nie miał zamiaru kryć tych rozrabiaków, więc położył się na grządce wraz z rosnącym obok koprem, żeby  odkryć raka z drabem.

Rumak

Kary rumak ruszył rankiem by na targu zrobić drakę.
Ruszył rączo z góry w dół krętą drogą pośród pól.
Droga wiła się jak wąż a on naprzód pędził wciąż.

Rumak targu dopadł wreszcie no i znalazł się w areszcie.

O Maćku, "wojowniczym" wodniku ze starego młyna i jego niezwykłych przygodach


W starym młynie, tuż obok młyńskiego koła, w rwącym strumieniu zagnieździł się ze swoją najbliższą rodziną wodnik Maciek.  Razem z nim w podwodnej chatce zamieszkała wodnikowa żona, Alicja, dwie panny wodniczanki  Gosia i Zosia i mały synek Marcinek. Mieli też psa niezwykłej piękności czarnego podpalanego kundla, Bleksia, któremu jedno ucho opadało w dół a drugie sterczało do góry i dzięki temu wyglądał jak myśliwy w kapeluszu z piórkiem.
Wodnik robił okropnie dużo rabanu o każdą, najdrobniejszą rzecz, ale w gruncie rzeczy było to poczciwe chłopisko i w razie potrzeby służył radą i pomocą rodzinie, przyjaciołom i  sąsiadom. Miał jednak zwyczaj wściekania się o wszystko, bo był bardzo wybuchowy...... Kiedy był niemowlakiem jego mama używała do potraw mnóstwo ostrych przypraw więc można powiedzieć, że z mlekiem matki wyssał ostrość papryki i pieprzu.
 Czasem  wpadał do chatki  zły jak osa, co było jeszcze gorsze .Wtedy broń Boże żeby ktoś się do niego próbował podejść albo odezwać bo Maciek okropnie się złościł. Często miał po prostu kiepski humor i wtedy ni stąd ni zowąd ciskał błyskawicami, które trzeba było gasić wodą. Całe szczęście, że  wody wokoło było bardzo dużo. 
Alicja bardzo kochała męża i chociaż wspólne życie z nim przypominało siedzenie na beczce z prochem, to zawsze potrafiła znaleźć sposób żeby Maćka jakoś uspokoić. Musiała też ciągle uspokajać dzieci, żeby zachowywały się grzecznie, szczególnie, kiedy ojciec był zły. Cała trójka należała do gatunku  bardzo żywych dzieci więc można sobie łatwo wyobrazić ile codziennie było w domu wrzawy i śmiechów ale biada, jeżeli po powrocie Maćka było w domu głośno. Kiedy wracał do domu  słychać było nawet trzepot skrzydełek każdej przefruwającej muchy. Jedynie Bleksio, pupilek całej rodziny mógł sypiać nawet na poduszce swojego pana i zawsze uchodziło mu to na sucho.... a kiedy witał pana w drzwiach,  mógł skakać do góry i poszczekiwać wesoło do woli. 
Wodnik całymi dniami wędrował po świecie i miał pełne ręce roboty. Miłym ludziom zawsze pomagał kiedy Ci mieli jakiś kłopot i grzecznie go poprosili, ale tym , którzy byli zgryźliwi i niemili dla innych Maciek najchętniej robił różne psikusy mniej lub bardziej przykre ŻEBY W TEN SPOSÓB NAUCZYĆ ICH GRZECZNOŚCI.   Alicja miała przez cały dzień pełne ręce roboty Gosia i Zosia, dwie małe strojnisie ciągle męczyły mamę, żeby szyła im coraz to nowe sukienki a mały synek Marcinek męczył wszystkich żeby ustawiać z nim klockowe budowle, rysować albo czytać mu bajki...... Maciek, jak na wodnika przystało, był bardzo dobrym ojcem i mimo wielu zajęć starał się po poobiedniej drzemce  zawsze znaleźć czas na zabawę z dziećmi.

Najwięcej czasu miał dla nich jednak w sobotę albo niedzielę, kiedy nie wędrował po świecie i odpoczywał  w domu.... Wtedy dzieci nie odstępowały go ani na chwilę a radosny śmiech Gosi, Zosi i Marcinka  rozbrzmiewał dokoła i roznosił się echem aż na drugi koniec widniejącego w oddali lasu. Alicja, patrząc na rozpromienione buzie dzieci  i uśmiechającego się spod wąsów męża, promieniała szczęściem BO ZGODA BUDUJE A NIEZGODA RUJNUJE. Maciek był pobłażliwy dla dzieci i bardzo kochał żonę więc strzegł swojej rodziny jak oka w głowie bo naprawdę szczęśliwa i kochająca się rodzina JEST NAJWIĘKSZYM SKARBEM NA ŚWIECIE.

O tym, jak wróbelek robił zimowe zapasy


Zima, zima nadciąga -  pogwizdywał jesienny wiatr w gałęziach drzew strącając z nich ostatnie liście. Tylko choinki i świerki mu się nie dawały, choć usiłował i z nich otrząsnąć igiełki. 
- Będzie długa i mroźna - dodawały wartkie strumyki przedzierające się jeszcze w swoich korytach.
- Tak, tak, to prawda - potakiwały susły, borsuki i wiewiórki, gromadząc zimowe zapasy w swoich norkach i dziuplach drzew.
- Zima nam nie straszna - odpowiadały świerki i choinki.
- Zimą jest Boże Narodzenie,  może ktoś nas wybierze i zostaniemy piękne przybrane w kolorowe łańcuchy, połyskujące bombki i mrugające lampki - mówiły chórem.
- A pod nami będą leżały piękne prezenty w kolorowych papierach i posłuchamy kolęd - dodał cichutko młody świerczek.
- Ojej, ojej, zupełnie o tym wszystkim zapomniałem - zaćwierkał mały szary wróbelek z grubym brzuszkiem.
Zbliża się zima, przeważnie ludzie karmią ptaszki kiedy spadnie śnieg i nadejdzie mróz, ale przydało by się zgromadzić trochę zimowych zapasów - pomyślał wróbelek.
Trzeba też koniecznie znaleźć trochę strzępków wełny, piórek, niteczek, ździebeł trawy i słomek, żeby ocieplić swoje gniazdko na zimę. 
Co zrobię jak nadejdzie mróz, który wciska się do gniazda wszystkimi szczelinami? Na wszelki wypadek trzeba się pospieszyć. Przecież ludzie mawiają, że przezorny jest zawsze ubezpieczony. Więc do dzieła- poganiał sam siebie wróbelek. 
W pośpiechu zaczął taszczyć w dziobku wszystko, co nadawało się do ocieplenia jego gniazda : strzępki materiału, nitki, piórka, kawałki wełny, włosie z końskich ogonów, które czasem wisiało zahaczone na krzakach, kawałki waty, słomki i trawki. Nie zapominał też o zapasach "na czarną godzinę" jeżeli będzie taki duży mróz, że postanowi zostać w gniazdku zamiast polecieć po kruszynki do ludzi. 
Po dwóch tygodniach wytężonej pracy, kiedy gniazdo zostało ocieplone na najmroźniejszą zimę, a spiżarnia była również nieźle zaopatrzona wróbelek odetchnął z prawdziwą ulgą.
-No, to teraz mogę już spać spokojnie- powiedział sobie w duchu - zapasów wystarczy nawet jeżeli na progu mojego gniazdka zjawi się niespodziewanie kuzyn po dalekiej podróży, albo jakaś miła wróbliczka przyfrunie do mnie z wizytą. 
Właśnie nadeszła wreszcie Wigilia na którą tak czekały choinki i świerki. Stały teraz w domach ludzi pięknie ubrane, na honorowym miejscu. Wszyscy cieszyli się i śmiali, składali sobie życzenia i rozdawali prezenty. Ludzie nie zapomnieli jednak o wróbelkach, małych, szarych przyjaciołach, ćwierkających wesoło przez cały rok za oknami. Nie zapomnieli też o innych ptaszkach i leśnych zwierzętach, które teraz były na mrozie. Stoły wigilijne uginały się od pysznych potraw, ale karmniki dla ptaków i paśniki dla leśnych zwierząt też były suto zaopatrzone. 
Zapasy jednak przydały się wróbelkowi, bo ta zima była rzeczywiście bardzo długa i mroźna.