Mała, biała , pękata torebka mąki z
kolorowym napisem, stała sobie na półce sklepowej wśród innych, takich jak ona
torebek. Była grubiutka więc na ciasnej półce nie było jej zbyt wygodnie. W
dodatku była uczulona na mąkę więc co jakiś czas kichała, tak głośno, aż się ludzie odwracali. Z lewej i z
prawej strony wpychały się na nią inne torebki które czekały z niecierpliwością
aż ktoś po nie sięgnie i zdejmie je z półki. Torebka nie miała nóżek, więc nie
mogła sama zejść z półki, chociaż marzyła, żeby sobie pójść w szeroki świat i
zobaczyć co jest za drzwiami sklepu. Tymczasem drzwi co chwila rozsuwały się i
zasuwały przepuszczając klientów, a torebka nadal stała w tłoku.
Nagle, pewnego pięknego, słonecznego
dnia, dziwnym trafem udało się jej spaść z półki na podłogę. Potłukła sobie
trochę swoje grubiutkie boczki, ale uderzając o twardą, kamienną podłogę sklepu
szczęśliwie nie pękła. Leżąc na podłodze ostrożnie rozejrzała się wokoło, czy
nikt nie zauważył, że spadła po czym potoczyła się dalej i ukryła za filarem
sklepu. Ludzie przechodzili tuż obok niej, ale każdy zajęty własnymi sprawami,
w pośpiechu robił zakupy i nikt nie dojrzał torebki mąki na podłodze, za
filarem.
Wykorzystując moment, kiedy w sklepie
zrobiło się mniej tłoczno, torebka mąki śmiało potoczyła się w stronę
rozsuwanych drzwi sklepu i wytoczyła się na ulicę. Na szczęście po drodze nie
było schodów, które mogły by jej przeszkodzić, co jest oczywiste, bo przecież
nie miała nóżek. A tam… na ulicy
niebieskie niebo z białymi obłokami, żółte, ciepłe słońce, zielone
drzewa, a na trawnikach piękne, różnokolorowe kwiaty. Przed sklepem, poza
śmiesznym, łaciatym jamnikiem, który grzecznie czekał na swojego właściciela
który wszedł do sklepu, nie było nikogo. Torebka odpoczywała sobie na chodniku,
blisko wejścia do sklepu, bo okropnie zmęczyła się pokonaniem drogi od półki do
wyjścia na ulicę. W ciepłych promieniach słońca podziwiała białe obłoki,
zielone drzewa i krzewy, przelatujące ptaki. Pomyślała jak to dobrze się stało,
że udało jej się wydostać z ciasnej półki i wyjść na świat. Przecież zawsze o
tym marzyła i od dawna przeczuwała, że poza ciasną półką w sklepie i
towarzystwem innych torebek mąki, za zasuwanymi drzwiami musi być inny,
nieznany, wspaniały świat.
Nagle z oddali dał się słyszeć grzmot a
niebo pociemniało. Torebka wystraszyła się nie na żarty. No tak,
pomyślała sobie, jak teraz zacznie padać i zmoknę to zrobi się ze mnie
rozciapciany kluch i to wcale a wcale nie wydaje się śmieszne. W tym momencie
drzwi do sklepu rozsunęły się, wyszła przez nie jakaś miła, młoda pani z małym
chłopcem w wózku. Odwiązała psa, załadowała zakupy do kosza pod wózkiem i
ruszyła spod sklepu. Jaś, bo tak miał na imię chłopiec, zauważył torebkę mąki i
pokazał ją mamie. W ostatniej chwili, bo
właśnie lunął rzęsisty deszcz. Mama
Jasia rozejrzała się dokoła, ale oprócz nich przed sklepem nie było nikogo, tym
bardziej kogoś, kto mógłby zgubić torebkę mąki.
Torebka mąki została więc podniesiona przez mamę Jasia i schowana do
koszyka pod wózkiem. Była uratowana.
Po chwili wreszcie wszyscy znaleźli się w
domu, gdzie było ciepło i przytulnie. Jaś i jego mama przebrali się w suche
ubrania a pies został wytarty do sucha ręcznikiem. Zapytacie a co z torebką mąki? Z
mąki, która była w torebce mama Jasia zrobiła przepyszne pierogi z wiśniami, bo
to był akurat sezon na wiśnie. Torebka zaś powędrowała na makulaturę i dzięki
temu powstanie jakaś inna torebka. Może torebka cukru ? Pewnie na cukier nie będzie uczulona.