Nazywam się Bizia i mieszkam w
starym domu z ogrodem na pierwszym
piętrze. To znaczy mieszkamy, bo jest tu całą moja najbliższa rodzina. Babcia,
dziadek, rodzice i moje liczne rodzeństwo. Babcia i dziadek to rodzice mojej
mamy. Rodzice taty zagapili się któregoś upalnego popołudnia w środku lata,
zasnęli na słońcu i pożarło ich jakieś ptaszysko. W ten sposób mam tylko jedna
parę dziadków. Mam też mnóstwo ciotek, wujów, kuzynek i kuzynów ale to już
dalsza rodzina.
Nasza rodzina jest całkiem spora..
Teraz właśnie wszyscy obudzili się z długiego, zimowego snu. W zeszłym roku,
jesienią, kiedy słońce już tak mocno nie grzało a dni były coraz krótsze, każdy
z mojej rodziny znalazł sobie jakiś przytulny kącik do spania. W tym roku już
nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie wstaniemy. Obudziłam się dużo wcześniej
niż wszyscy i okropnie mi się mi się nudziło. Całe szczęście, że położyłam się
spać na regale z książkami, więc miałam co robić kiedy wszyscy jeszcze spali.
Przy okazji poznałam przemiłą rodzinę moli książkowych, które wieczorami
opowiadały mi przeczytane przez siebie bajki i różne ciekawe historyjki. No i dzięki temu doczekałam się wiosny kiedy
obudziła się wreszcie cała moja rodzina.
Dobrze że mieszkamy w domu bo wiosna w tym roku jest zimna. Podobno
zbliża się lato, ale co chwila leje deszcz, wieje wiatr, noce są zimne i wcale
nie wygląda na to, że będzie cieplej.
Mieliśmy w tym roku spędzać lato u
naszych kuzynów ze strony taty, Gzów. Oni
zapraszają nas co roku. Gzy mieszkają na mazurskiej wsi, w pięknym domku pod
lasem, ale chyba w tym roku nie ruszymy się ani na krok z domu. Domek Gzów jest
biały, a wokół niego rosną piękne, różnokolorowe malwy na wysokich łodygach.
Byliśmy u nich w zeszłym roku, dwa lata temu i jeszcze dawniej. Prawie każde
lato spędzamy u nich. Na wsi jest czyste powietrze, pachną kwiaty na łąkach i
na polach, a kłosy zbóż dostojnie pochylają na wietrze głowy. Jest też świeże
mleko prosto od krowy. Pycha! Trzeba tylko uważać, żeby nie napić się od razu
zbyt dużo mleka bo wtedy człowiek (przepraszam, mucha) robi się zbyt gruby,
ciężki brzuch go przeważa, można wpaść w sam środek wiadra z mlekiem a to jest
bardzo niebezpieczne. W tym wiadrze można się po prostu utopić. To przytrafiło
się kilka lat temu jednemu z moich starszych braci… Mama, tata, babcia i
dziadek krążyli nad tym wiadrem ale niestety nie udało im się uratować mojego
brata.
Na wsi czyhają na nas też inne
poważne niebezpieczeństwa. Przede wszystkim lep na muchy, który pachnie tak
słodko i apetycznie, że niektórzy nie bacząc na niebezpieczeństwo dają się
skusić i już po nich! Przysiadają na lepie ale nie ma odwrotu. Niektórym ,
jeżeli przysiedli bardzo lekko czasem daje się oswobodzić i odfrunąć. Inni, którzy
nie potrafią się opanować i rozpaczliwie
zaczynają się szamotać przylepiają się
coraz mocniej i … zostają w pułapce na zawsze! Równie niebezpieczne bywają
packi na muchy. Siadamy sobie gdzieś spokojnie, a tu nagle, prosto z góry,
zupełnie niespodziewanie spada na nas taka packa. Jeżeli ktoś w porę ją dojrzy
i krzyknie : uwaga, packa! to udaje nam się uratować. Jeżeli ktoś się zagapi i
w porę nie ucieknie to sami wiecie jak to się może smutno skończyć.
Przez cały czas cała moja rodzina
ma jakieś zajęcia. Ja najbardziej lubię pomagać mojej babci w kuchni. Babcia
zakłada codziennie czysty fartuch, spina porządnie włosy i myje dokładnie ręce
(no oczywiście że to są łapki) zanim zabierze się do gospodarowania w kuchni.
Mnie też babcia zakłada codziennie czysty, kolorowy fartuszek ukrochmalony i
wyprasowany. Ludzie myślą że jesteśmy brudne, ale to nieprawda. Brudzimy się
tylko wtedy, kiedy oni są brudasami i nie posprzątają w kuchni. Nie jesteśmy
też wcale namolne. Szukamy tylko w kuchni pożywienia dla naszej zawsze sporej
gromadki.
Coraz trudniej nam jest z babcią
cokolwiek zdobyć, bo nie jesteśmy takie bezczelne jak nasza kuzynka ciotka
Robacznica która siada gdzie popadnie i w dodatku natychmiast składa jajka.
Ohyda! Fruwamy więc sobie z moją babcią po kuchni pobrykując wesoło i przysiadając
to tu to tam. Nie włazimy też gdzie
tylko się da, jak nasze kuzynki Owocówki. Te pojawiają się nagle nie wiadomo
skąd, jakby wyrosły spod ziemi jak tylko poczują świeże owoce. Chyba mają jakiś
radar który jest nastawiony na świeże owoce.
Są małe, ale sprytne, nadlatują tak cicho, że nikt tego nie zauważa i
nagle ni stąd ni zowąd jest ich cała gromada. My, zwykłe domowe muchy, mamy
swoje zasady i z góry ustalony regulamin którego się trzymamy. Nigdy nie
wciskamy się do szafek, puszek czy słoików, nie psujemy jedzenia i cieszymy się
z tego, co znajdziemy na wierzchu. Wystarczą nam drobne okruszki, kropla dżemu
czy miodu, kropelki rozlanej wody. Musimy się zawsze bardzo spieszyć, żeby
zebrać coś do jedzenia zanim ludzie posprzątają kuchnię i pozmywają naczynia.
Te ich płyny do mycia naczyń czy do czyszczenia szafek i blatów kuchennych są okropne!