Translate

sobota, lipca 05, 2014

Historia pewnego wesołego diabełka o złotym sercu.

     Pewnie nikt z Was  nie zna prawdziwej historii Bartusia, wesołego diabełka o złotym sercu. Myślę, że ja  też nie poznałabym tej całej historii, gdybym nie wybrała się pewnego dnia do parku na wieczorny spacer z moim psem. Tego dnia niebo było pewne gwiazd które lśniły ,  mrugały wesoło i tańczyły w swoich złotych sukienkach wokół uśmiechniętego od ucha do ucha grubiutkiego księżyca w pełni. Po niebie przepływały wieczorne obłoki i momentami zdawało się, że księżyc mruga porozumiewawczo tak, jakby chciał mi dać coś do zrozumienia. 
Mój pies biegał sobie bez  smyczy bo wokół było zupełnie pusto i nie bałam się żadnej psiej awantury. Nagle usłyszałam coś, jakby cichutki płacz i  wycieranie nosa. Przystanęłam, rozejrzałam się uważnie dookoła, ale  zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Przysłuchiwałam się jeszcze przez chwilę, ale nic już nie było słychać, gdy nagle...... coś błysnęło w dziupli starej topoli obok której właśnie przechodziłam. Mój pies był już daleko i wcale nie zainteresował się ani tym że przystanęłam, ani tym, że zostałam z tyłu. Udałam, że patrzę w zupełnie inną stronę i nagle bardzo prędko odwróciłam głowę w stronę starej topoli. Oniemiałam.
Na brzegu dziupli siedział sobie,  machając tłuściutkimi nóżkami w czerwonych wełnianych skarpetkach mały, czarny, rozczochrany diabełek. Ubrany był w czerwone porteczki na szelkach i w bawełnianą koszulkę w żółto granatowe pasy. Miał czarne, błyszczące oczka z bardzo długimi rzęsami a na główce małe, ledwie widoczne złotawe różki. Wprawdzie uśmiechał się do mnie, ale od razu  było widać, że przed chwilą jeszcze płakał. Diabełek popatrzył na mnie swoimi żywymi oczkami i uśmiechnął się jeszcze bardziej. Ja też uśmiechnęłam się do niego  i wyciągnęłam w jego stronę rękę a on wskoczył mi na ramię a potem wsunął się do kaptura mojej zimowej kurtki. Pewnie był zmarznięty. Wprawdzie  od kilku dni pachniało już porządnie wiosną, ale  nocami i nad ranem wciąż jeszcze zamarzały kałuże.
Bartuś, bo tak miał na imię mały diabełek wyciągnął się wygodnie w moim kapturze i zaczął mi na ucho opowiadać swoją historię. Zaczęłam uważnie słuchać spoglądając na niego co jakiś czas, BO KIEDY KTOŚ DO NAS MÓWI POWINNIŚMY PATRZYĆ MU PROSTO W OCZY, chociaż to było trudne bo siedział właściwie obok mnie a nie przede mną. Diabełek chciał mi opowiedzieć wszystko od razu . Zaczął tak szybko mówić, że początkowo zupełnie nic nie mogłam go zrozumieć. Mówił , mówił i mówił coraz szybciej i szybciej, aż zakręciło mi się w głowie. Musiałam mu przerwać CHOCIAŻ TO BARDZO NIEŁADNIE PRZERYWAĆ JEŻELI KTOŚ MÓWI i poprosić, żeby opowiedział wszystko powoli, jeszcze raz  od samego początku.
Bartuś była najmłodszym diabełkiem w piekle więc musiał się dużo uczyć jak się stać starym, bardzo złym diabłem. Najpierw zamiatał całe piekło i zbierał papierki z podłogi żeby było czysto i porządnie. Potem najstarszy, najbardziej zły diabeł z najdłuższymi rogami wezwał go do siebie i wysłał na ziemię, żeby straszył dzieci okrrrrrrrrrrrooooooopnie złymi minami , pokazywaniem języka i robieniem zeza. Ale Bartuś był bardzo dobrze wychowanym diabełkiem i wiedział doskonale, że takie zachowanie jest bardzo niegrzeczne. Poza tym, kiedy stanął sam przed lustrem i na próbę zrobił taką okropnie złą minę to sam się tak bardzo wystraszył, że z nóżek pospadały  mu z wrażenia jego ukochane, czerwone skarpetki. Wtedy mały diabełek  postanowił, że nie będzie już nigdy więcej robić takich paskudnych min tylko będzie rozdawać dookoła uśmiechy, takie słodkie, z dołkami w policzkach. Jak postanowił tak zrobił  i wszyscy na jego widok też się uśmiechali, nawet w najbardziej pochmurny dzień, a potem zaczęli go nazywać diabełkiem o złotym sercu.
Kiedy najstarszy, najbardziej zły,  diabeł z najdłuższymi rogami a był to sam naczelnik piekła Belzebub,  dowiedział się co Bartuś wyrabia na ziemi zrobił się zły jak najbardziej jadowita osa. Podobno najpierw biegał po całym piekle i wrzeszczał jak opętany, później przez tydzień nie odzywał się do nikogo tylko chodził tam i z powrotem trzymając ręce założone z tyłu i okropnie zgrzytał ze złości zębami. Wreszcie chwycił się za głowę i wrzasnął żeby natychmiast przyprowadzić do niego małego diabełka który, jak mówią,  podobno ma złote serce. Na widok Bartusia i jego roześmianej buzi ze słodkimi dołeczkami sam Belzebub nie mógł się powstrzymać, żeby się nie uśmiechnąć, chociaż odwrócił się tyłem żeby nikt tego nie dojrzał i temu staremu draniowi trochę zmiękło serce. Dlatego też nawet nie skrzyczał małego diabełka tak, jak zamierzał, ale pociągnął go za ucho, dał lekkiego klapsa w pupę i po prostu wyrzucił z piekła na ziemię bo mały diabełek o złotym sercu już nie mógł zostać prawdziwym  diabłem.

Bartuś znalazł się zupełnie sam, w ciemnym parku, było mu w dodatku zimno więc okropnie się nad sobą rozżalił i zaczął płakać. Wtedy właśnie usłyszałam jego płacz i znalazłam go w dziupli starej topoli.  Oczywiście zabrałam go ze sobą do domu, dałam kubek ciepłego mleka, nakarmiłam i ułożyłam spać. Odtąd mam swojego prywatnego, wesołego, małego diabełka, który nie pozwala mi się niczym martwić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz