Translate

sobota, września 27, 2014

O Maćku, "wojowniczym" wodniku ze starego młyna i jego niezwykłych przygodach


W starym młynie, tuż obok młyńskiego koła, w rwącym strumieniu zagnieździł się ze swoją najbliższą rodziną wodnik Maciek.  Razem z nim w podwodnej chatce zamieszkała wodnikowa żona, Alicja, dwie panny wodniczanki  Gosia i Zosia i mały synek Marcinek. Mieli też psa niezwykłej piękności czarnego podpalanego kundla, Bleksia, któremu jedno ucho opadało w dół a drugie sterczało do góry i dzięki temu wyglądał jak myśliwy w kapeluszu z piórkiem.
Wodnik robił okropnie dużo rabanu o każdą, najdrobniejszą rzecz, ale w gruncie rzeczy było to poczciwe chłopisko i w razie potrzeby służył radą i pomocą rodzinie, przyjaciołom i  sąsiadom. Miał jednak zwyczaj wściekania się o wszystko, bo był bardzo wybuchowy...... Kiedy był niemowlakiem jego mama używała do potraw mnóstwo ostrych przypraw więc można powiedzieć, że z mlekiem matki wyssał ostrość papryki i pieprzu.
 Czasem  wpadał do chatki  zły jak osa, co było jeszcze gorsze .Wtedy broń Boże żeby ktoś się do niego próbował podejść albo odezwać bo Maciek okropnie się złościł. Często miał po prostu kiepski humor i wtedy ni stąd ni zowąd ciskał błyskawicami, które trzeba było gasić wodą. Całe szczęście, że  wody wokoło było bardzo dużo. 
Alicja bardzo kochała męża i chociaż wspólne życie z nim przypominało siedzenie na beczce z prochem, to zawsze potrafiła znaleźć sposób żeby Maćka jakoś uspokoić. Musiała też ciągle uspokajać dzieci, żeby zachowywały się grzecznie, szczególnie, kiedy ojciec był zły. Cała trójka należała do gatunku  bardzo żywych dzieci więc można sobie łatwo wyobrazić ile codziennie było w domu wrzawy i śmiechów ale biada, jeżeli po powrocie Maćka było w domu głośno. Kiedy wracał do domu  słychać było nawet trzepot skrzydełek każdej przefruwającej muchy. Jedynie Bleksio, pupilek całej rodziny mógł sypiać nawet na poduszce swojego pana i zawsze uchodziło mu to na sucho.... a kiedy witał pana w drzwiach,  mógł skakać do góry i poszczekiwać wesoło do woli. 
Wodnik całymi dniami wędrował po świecie i miał pełne ręce roboty. Miłym ludziom zawsze pomagał kiedy Ci mieli jakiś kłopot i grzecznie go poprosili, ale tym , którzy byli zgryźliwi i niemili dla innych Maciek najchętniej robił różne psikusy mniej lub bardziej przykre ŻEBY W TEN SPOSÓB NAUCZYĆ ICH GRZECZNOŚCI.   Alicja miała przez cały dzień pełne ręce roboty Gosia i Zosia, dwie małe strojnisie ciągle męczyły mamę, żeby szyła im coraz to nowe sukienki a mały synek Marcinek męczył wszystkich żeby ustawiać z nim klockowe budowle, rysować albo czytać mu bajki...... Maciek, jak na wodnika przystało, był bardzo dobrym ojcem i mimo wielu zajęć starał się po poobiedniej drzemce  zawsze znaleźć czas na zabawę z dziećmi.

Najwięcej czasu miał dla nich jednak w sobotę albo niedzielę, kiedy nie wędrował po świecie i odpoczywał  w domu.... Wtedy dzieci nie odstępowały go ani na chwilę a radosny śmiech Gosi, Zosi i Marcinka  rozbrzmiewał dokoła i roznosił się echem aż na drugi koniec widniejącego w oddali lasu. Alicja, patrząc na rozpromienione buzie dzieci  i uśmiechającego się spod wąsów męża, promieniała szczęściem BO ZGODA BUDUJE A NIEZGODA RUJNUJE. Maciek był pobłażliwy dla dzieci i bardzo kochał żonę więc strzegł swojej rodziny jak oka w głowie bo naprawdę szczęśliwa i kochająca się rodzina JEST NAJWIĘKSZYM SKARBEM NA ŚWIECIE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz