Kiedy się urodził, wołano na niego
źrebak. Później zaczęto mówić o nim Mały i tak już zostało. Ten przydomek
bardzo do niego pasował, bo konik był rzeczywiście wyjątkowo mały w porównaniu
z innymi, takimi jak on, kucykami. Mały urodził się w cyrku. Jego rodzice od
lat występowali na arenie razem z kolorowo ubranymi clownami. Clowni mieli rude
czupryny, czerwone nosy podobne do piłki pingpongowej i bardzo kolorowe
ubrania, a kucyki były nakryte kolorowymi czaprakami z przyszytymi do nich
dzwoneczkami. W cyrku było kolorowo, głośno i wesoło. Ale cyrk został pewnego
dnia zamknięty, większe zwierzęta trafiły do ZOO a inne, tak jak Mały poszły do
dobrych ludzi którzy chcieli je przygarnąć.
Mały trafił do leśniczówki. Pan
leśniczy, zawsze uśmiechnięty mężczyzna z czarnymi, sumiastymi wąsami miał małą
córeczkę i myślał, że Natalka ucieszy się z kucyka, który będzie jej własnym
koniem, ale ona była jeszcze bardzo mała i bała się takich ogromnych żywych
zwierząt. Mały wydawał się jej naprawdę ogromny.
Kucyk towarzyszył więc często innym
koniom przy wyrębie lasu. Konie są niezastąpione tam, gdzie nie mogą wjechać
wielkie, ciężkie maszyny.
Las był ogromny. Nie było wiadomo
gdzie się zaczyna ani gdzie się kończy. Tylko okoliczni mieszkańcy umieli się
odnaleźć w tym lesie. Wysokie masztowe sosny kołysały się to w prawo to w lewo
a wiatr potrząsał ich gałęziami strząsając na ziemię szyszki. Szyszki zrzucały
też wiewiórki z rudymi kitami, które wydłubywały z szyszek smaczne nasionka.
Trzeba było uważać spoglądając do góry, żeby nie dostać taka szyszką w nos.
Tego dnia poza odgłosami piły, która
swoimi ostrymi zębami wgryzała się w pnie ścinanych drzew, nawoływaniem się
drwali i parskaniem koni było cicho i spokojnie. Las był piękny, szczególnie w
lecie, kiedy przez korony drzew świeciło słońce. Jednak wieczorem, kiedy
zapadał zmrok a robotnicy kończyli pracę, zabierali swoje konie i wracali do
domów w lesie robiło się nieprzyjemnie, a nawet strasznie. Wysokie sosny
rzucały pod nogi swoje cienie. Kołysały się na wietrze, więc ich cienie
poruszały się wraz z nimi i wydawało się, że to jakieś zjawy. Dlatego nikt po zmroku nie zapuszczał się sam
do lasu.
Kiedyś jednak, chociaż nic tego rano
nie zapowiadało, rozpętała się straszna burza. Nikt w okolicy nie pamiętał takiej
burzy. Był sierpień, słońce świeciło od samego rana więc tym bardziej nikt się
jej nie spodziewał. W jednej chwili zrobiło się zupełnie ciemno jak w nocy, a
niebo co chwila rozdzierały błyskawice. Pojawiały się dosłownie jedna po
drugiej. Lał rzęsisty deszcz. Taki, przed którym nie może ochronić największy
parasol. W pewnej chwili z nieba zaczął spadać spory grad. Robotnicy pracujący
przy wyrębie lasu w pośpiechu pozbierali swoje narzędzia i popędzili w stronę
swoich domów. Pozostał tylko leśniczy ze
swoimi końmi i Małym. Musiał dopilnować czy wszystkie narzędzia zostały zebrane
a miejsce wycinki jest odpowiednio zabezpieczone, żeby komuś, kto będzie tędy przypadkiem
przechodził, nie przytrafiło się nic
złego.
Nagle ogromna błyskawica rozdarła niebo,
a tuż po niej zupełnie blisko rozległ się głośny grzmot, który przetoczył się
po lesie. Odgłos pioruna był taki, jakby
ktoś wysypał na podłogę ogromne
kamienie. To piorun uderzył w stojącą najbliżej sosnę. Zsunął się po niej aż do
ziemi, wyrywając ją z korzeniami i przewracając.
Zwalona sosna upadła tak
nieszczęśliwie, że wbiła się między inne drzewa, a leśniczy, jego konie i wóz
mieli całkowicie odciętą drogę. Tylko Małemu, ze względu na jego wzrost udało
się przecisnąć pod zwaloną sosną wydostać z tej pułapki na polanę. Kucyk,
chociaż trochę się bał, pędził w strugach deszczu ile sił w kopytach, leśnym
duktem, w stronę leśniczówki, aby sprowadzić do lasu pomoc. Wiedział, że tylko
od niego zależy czy leśniczemu i koniom uda się szczęśliwie wrócić do domu.
Mały dobiegł do domu zziajany i
przemoczony więc od razu został wytarty do sucha, okryty ciepłą derką, napojony
i nakarmiony. Kiedy kucyk sam dotarł do leśniczówki, od razu zorientowano się,
że musiało się wydarzyć coś złego, co zatrzymało w lesie w taką pogodę
leśniczego i konie. Natychmiast zorganizowano wyprawę ratunkową ludzi
zaopatrzonych w latarki, liny i topory. Odnaleziono leśniczego i jego konie
uwięzionych przez przewróconą sosnę. Na szczęście nikomu nic złego się nie
stało.
Od tamtej pory mówiono
o Małym z szacunkiem, bo mimo skąpego wzrostu miał dużo oleju w głowie, to znaczy
że był mądry, wykazał się wielką odwagą i potrafił sobie poradzić w trudnej
sytuacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz